czwartek, 2 maja 2013

Przepraszam

Hejooo.
Na samym wstępie pragnę was przeprosić za tak długą zwłokę. Mam ogromną wenę, ale jest jeden problem... Nie mam pomysłów na nowy rozdział. Koleżanka mi poradziła... Nowa przyjaciółka, jakieś wolne, festiwal, "udawana randka"... Jeszcze dzisiaj zacznę pisać nowy rozdział, więc być może dzisiaj już się pojawi. Jeśli nie będzie go jutro po 12, to proszę mnie opierdolić. XD
No to teraz druga sprawa. Nie przeszkadza wam to, że pierwsze rozdziały mają tyle niedociągnięć? W statystykach zauważyłam, że ludzie już po pierwszym rozdziale rzucają opowiadanie, a wtedy wiecie jak było... No w każdym razie dziękuję ludziom, którzy dotrwali do teraz i obiecuję poprawie.
I trzecia, ostatnia przemowa. Zmieniam trochę bohaterów. Przede wszystkim chodzi mi o wygląd postaci jak i sposób napisania "kart postaci", jednak niektóre informacje również mogą ulec zmianie. Jako wygląd Shay posłuży mi jej prawdziwy wygląd, wymyślony przeze mnie, a zilustrowany przez niesamowicie utalentowaną Ruru! Do notek dalej będę użyła różnych obrazków, które nie będą jakoś super przypominały moich postaci, ale tak chyba będzie wam przyjemniej się czytało! :P (Tak naprawdę chodzi mi o to, że notki wyglądają na dłuższe)

No i chcę jeszcze powiedzieć, że postaram się rozdziały dawać częściej - 1 na tydzień. Jeśli tak nie będzie, to złapał mnie leń. Hehszki. :D

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 4 - Kot.


Rozdział 4

          Minął dopiero tydzień, od rozpoczęcia mojego „związku”, a ja już byłam wykończona. Nie było chyba osoby, która nie zadawała żadnych pytań. W dodatku zdarzało się, że jedna osoba parę razy pytała o to samo. To było naprawdę denerwujące.
          Ustawienie na budzik mojej ulubionej piosenki nie było dobrym pomysłem. Po pobudce od razu znienawidziłam jeden z utworów LMC, jednak tekst przynajmniej zachęcił mnie do pójścia do miejsca zwanego przez nastolatków piekłem, czy też więzieniem. Dla mnie szkoła nie miała żadnego znaczenia. Chodziłam do niej, trochę poudawałam kogoś innego i tyle. A teraz i dla mnie szkoła była rajem szatana.  Miałam nadzieję, że dzisiaj wszyscy zapomną, o moim rzekomym związku, ale cóż. Nadzieja matką głupich.
          - Shayia, Shayia! – Zawołał mnie ktoś z korytarza. Odwróciłam się na pięcie. Zobaczyłam wysokiego blondyna, z irytującym uśmiechem na ustach. Od razu poznałam w nim kogoś kogo nienawidzę.
- Jun Takeshima… - Mruknęłam, a moja obojętna mina zmieniła się w grymas niezadowolenia.  Chłopak podszedł do mnie razem ze swoją grupką. Westchnęłam i mruknęłam coś, co miało brzmieć jak „cześć”. Niestety wyszło z tego zupełnie nowe i nie znane, chińskie słowo.
-  Co ty tam mruczysz? – Spytał robiąc jakąś dziwną miną. Zawsze mnie denerwował. Nie wiem czy to przez to, że znał moją prawdziwą osobowość i nabijał się z tego, że boje się ją pokazać, czy też przez zazdrość. Każdy ma jakieś sekrety, złe wspomnienia, a on nic takiego nie posiadał.
- Nic. Po co mnie wołałeś? – Odparłam beznamiętnie, a ten znowu się uśmiechnął. – Chętnie bym mu zdarła z twarzy ten irytujący uśmieszek. – Pomyślałam sztucznie się uśmiechając.
- A no wiesz, słyszałem o twoim związku z jakże niesamowitym i przystojnym Shoshim Itami, i tak jakoś się zaciekawiłem jak daleko zaszliście. – Odpowiedział na moje pytanie, jednak mi odpowiedz się nie spodobała, a na mojej skroni pojawiła się niebezpiecznie pulsująca żyła.
- Wiesz, ja cię nie pytam jak daleko zaszedłeś ze  swoimi dziwkami. – Odparłam bez zastanowienia. Natychmiast tego pożałowałam, ponieważ jego grupka spojrzała na mnie zaskoczona. – Żartuję! – Uśmiechnęłam się szturchając go lekko w ramie. – Całowaliśmy się, a co? – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, a potem posłałam mu i jego paczce słodki uśmiech. Jun miał już się odezwać, lecz zadzwonił dzwonek. – Ojć, jestem spóźniona. Pa! – Krzyknęłam i oddaliłam się od nich, energicznie machając im na pożegnanie. Gdy znikli z zasięgu mego wzroku odetchnęłam z ulgą i spokojnie pomaszerowałam do klasy.
          Na moje nieszczęście spóźniłam się, ale nauczyciel nic sobie z tego nie zrobił, więc jak gdyby nic się nie stało.
- Yo . – Przywitałam się grzecznie z Risu, lecz ten tylko na mnie spojrzał, prychnął i odwrócił wzrok. Inaczej mówiąc zwyczajnie mnie „olał”, jakby powiedziałaby większość dziewczyn. Zdziwiłam się lekko, ale postanowiłam, że pogadam z nim na przerwie, więc spokojnie usiadłam w mojej ławce i gapiłam się na zegarek, z nadzieją, że jestem córką jakiejś wiedźmy i wzrokiem przyśpieszeń czas, jednak kolejny raz dzisiaj moja nadzieja była zbytnia.
          Na przerwie Risu nadal traktował mnie jak powietrze, na następnej również. Postanowiłam, że napiszę mu karteczkę. Na trzeciej lekcji wyrwałam z notatnika kartkę i napisałam coś na niej, a następnie rzuciłam mu ją na ławkę.
Risu, czemu traktujesz mnie jak powietrze? Coś się stało?
Ten spojrzał na mnie zdziwiony i przeczytał karteczkę. Mruknął coś pod nosem i zgniótł ją. Gdy nauczyciel nie patrzał kartka przeleciała całą klasę zgrabnie lądując w koszu. Niesamowicie się zdziwiłam. Nie wiedziałam co mu się stało, czemu tak mnie traktował.  
          Gdy zadzwonił dzwonek, Risu niemal od razu zniknął z klasy. Chwilę zastanawiałam się czy pójść za nim czy nie, w końcu postanowiłam, że pójdę za nim. Poderwałam się z miejsca i wybiegłam z klasy. Gdy stanęłam przed klasą zaczęłam się rozglądać. W końcu zauważyłam mojego przyjaciela. Był daleko, więc zaczęłam biec w jego stronę. Gdy byłam już w miarę blisko, ktoś wyszedł zza zakrętu i razem z tym ktosiem wylądowałam na ziemi.
- P-przepraszam! – Krzyknęłam cicho i ignorując to, że powinnam wstać, zaczęłam kiwać głową przepraszająco.
- Nic się nie stało. – Odparł poszkodowany. Ten głos kogoś mi przypominał. Podniosłam wzrok i zauważyłam przewodniczącego. Po chwili chłopak wstał i podał mi rękę, a ja korzystając z jego pomocy wstałam.
- Przepraszam, śpieszę się i w ogóle… - Mruknęłam cicho,  po czym nie czekając na odpowiedz, ominęłam chłopaka. Niestety Shosha złapał mnie za nadgarstek i tym samym zatrzymał mnie. Spojrzałam na niego zirytowanym głosem, a on się miło uśmiechnął. Już chciałam spytać o co mu chodzi, lecz zorientowałam się, że jesteśmy na środku korytarza, a na naszych sylwetkach spoczywa wzrok innych uczniów. – Gdzie się wybierasz? – Spytał, a ja westchnęłam cicho. Zaczęłam w myślach szukać jakiejś wymówki. Niestety zbyt mądra nie jestem, a przez to nie jestem w stanie wymyślić czegoś na szybko, tak więc wpadłam tylko na chorobę.
- Nie za dobrze się czuje, idę do domu. – Odparłam po chwili, a następnie cicho zakaszlałam, aby wiarygodniej to zabrzmiało. Brunet zrobił zmartwioną minę, dookoła dziewczęta krzyczały, a ja miałam ochotę zwymiotować, bo jego wzrok śmiał się ze mnie.
- W takim razie Cię odprowadzę. – Powiedział i nie czekając na moją reakcje pociągnął mnie w stronę wyjścia ze szkoły.

          Mimo moich sprzeciwów ciągnął mnie tak aż do mojego domu. Miałam ochotę go zabić, przecież wiedział, że tylko udaję, ponieważ mam coś ważnego do roboty, ale nie… Musiał, no bo po prostu musiał zrobić mi na złość i wytargał mnie pod mój dom. Właściwie to skąd on wie gdzie mieszkam?
- Z dnia na dzień coraz bardziej Cię nienawidzę… - Mruknęłam zdenerwowana, a on uśmiechnął się chytrze. Prychnęłam cicho i nie zwracając na niego uwagi powędrowałam w stronę drzwi domu. Po chwili znalazłam się już w pomieszczeniu. Nawet nie odwracając się, aby pożegnać się z moim „chłopakiem”, choć bardziej pasowało tu słowo wróg, trzasnęłam drzwiami.  Zdenerwowana zdjęłam szybko buty i pobiegłam do salonu. Rzuciłam się na kanapę i zaczęłam piszczeć w poduszkę. Zawsze dzięki temu mogłam wyładować agresje, a żadna istota żywa na tym nie cierpiała. Pokojowe rozwiązanie.
          Kiedy już wyładowałam swoją agresję na bezbronnej poduszce, leniwie wstałam i ruszyłam w stronę kuchni. Przez okno spojrzałam czy Shosha nadal tam stoi. Kiedy nie zobaczyłam jego sylwetki, odetchnęłam z ulgą i wróciłam do salonu.
          Po paru godzinach leżenia, a właściwie spania, bo jakimś sposobem zasnęłam na nie wygodnej kanapie, wstałam w celu zjedzenia czegoś. Byłam głodna jak wilk, a mój brzuch co chwilę mi o tym mówił. Obrzydzał mnie dźwięk burczenia w brzuchu, więc w końcu dałam mu spokój i zajrzałam do lodówki.
- No brzuszku, masz pecha, pusta lodówka. – Mruknęłam jakby brzuch był psem. Niestety koniec końców musiałam iść do supermarketu, w celu zrobienia zapasów na dalsze życie. 
          Gdy w czasie drogi do mojego ukochanego domku, przechodziłam przez most, kątem oka zauważyłam na brzegu jakiś karton. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby brązowa, mokra przez padający deszcz, tekstura nie ruszałaby się. Od niechcenia powędrowałam do tego kartonu. Przyklejona była do niego jakaś kartka, jednak ciężko było ją przeczytać przez to, że była całkowicie przemoczona. Widocznie podczas, gdy ja spałam, na zewnątrz nie było zbyt ładnej pogody. Jak ja się cieszę, że ją przespałam.
Gdy rozmyślałam o pogodzie, usłyszałam ciche miauczenie. Z początku przestraszyłam się lekko, lecz po chwili uspokoiłam się i zajrzałam do kartonu. Leżał w nim malutki, czarny kociak. Od razu zaczęłam mu współczuć. Jego futerko kleiło się do siebie, przez to, że było mokre. A on sam cały czas cichutko miałczał. Bez zastanowienia delikatnie podniosłam kociaka. Był leciuteńki. Wyglądał na jakieś pół miesiąca, lecz mimo wszystko nie powinien być aż tak lekki. Delikatnie przycisnęłam do siebie czarne stworzonko, aby je choć trochę ogrzać, a następnie szybkim krokiem zaczęłam iść do domu.
          Gdy w końcu weszłam do ciepłego pomieszczenia, rzuciłam wszystkie torby i zajęłam się kotem. Przygotowałam mu jakieś ciepłe posłanie i mleko do picia. Po chwili znalazłam w szafce jakąś konserwę dla kota. Kiedyś dokarmiałam kota sąsiadki, więc zapewne stąd miałam żarcie dla tych kreatur. Tak, kreatur. Nienawidzę kotów, jednak ma natura już taka jest, że nie mogę obojętnie przejść obok czegoś takiego. Może mi się pofarci, i ten kot wyrośnie na normalne zwierzę, a nie na pana „Nie podchodź do mnie, chyba, że masz kiełbasę. A jak nie masz, to cię podrapie i nasikam Ci do butów.”
Cóż, nadzieja matką głupich.
          Kociakowi od razu spodobało się posłanie obok kanapy. Sama byłam zmęczona, więc położyłam się na kanapie, i zaczęłam słuchać spokojnego, a zarazem głośnego mruczenia kota. Nie wiem czemu, ale dzięki temu uspokoiłam się. 
- Chyba jednak Cię polubię… - Uśmiechnęłam się w stronę kreaturki.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam. Ale wiem, że miałam naprawdę dziwny sen…
          Następnego dnia obudziło mnie walenie w drzwi. Przeciągnęłam się leniwie, po czym podparłam się na łokciach. Przez okna wdzierały się promienie słoneczne, tym samym oświetlając pomieszczenie.
Walenie w drzwi nie ustawało, a wręcz z każdą sekundą stawało się jeszcze głośniejsze. Mruknęłam coś pod nosem i pragnąc spokoju wstałam, aby otworzyć drzwi i opieprzyć złego człowieka, który śmiał mnie zbudzić.
Jednak chęć wyzywania zniknęła, gdy w drzwiach zauważyłam Risu. Przywitałam się cicho i wpuściłam go do środka. Okazało się, że chciał wytłumaczyć wczorajszą sytuacje. Wytłumaczyłam mu wszystko i oznajmiłam, że pomiędzy mną a przewodniczącym nic nie ma. Od razu polepszył mu się humor, a dzięki temu i ja mogłam się spokojnie uśmiechać. Zaczęłam z nim rozmawiać o wszystkim i  o niczym, a w tym czasie kociak ciągle ocierał się o moją nogę.
- Myślałem, że nie lubisz kotów. – Powiedział, a ja zaśmiałam się gorzko.
- Owszem, ale nie mogłam go zostawić. Był cały przemoczony i mieszkał w rozpadającym się kartonie. – Wytłumaczyłam szybko. – A właśnie… Ten sierściuch mi się dzisiaj śnił… - Na przypomnienie o śnie wybuchłam śmiechem.
- … Widzę, że musiał być śmieszny. – Zaśmiał się brunet, a ja pokiwałam twierdząco głową.
- Śniło mi się, że ten kociak czyta książkę pt: „Dominacja nad światem dla kotów.” – Powiedziałam rumieniąc się. No bo komu śnią się takie sny? Od razu każdy mysli, ze albo się coś brało, albo jest się psychicznie chorym.
Risu na moje słowa wybuchnął niepohamowanych śmiechem, a ja poszłam w jego ślady.

piątek, 12 października 2012

Rozdział 3

Rozdział 3. 


Minęło już parę dni odkąd Risu zaczął uczęszczać do mojej szkoły. Jest taki jak w dzieciństwie. No może trochę się zmienił, ale tylko trochę. Dobrze się czuję w jego towarzystwie, nie muszę ukrywać mojego charakteru, mogę z kimś porozmawiać. Jest dla mnie niesamowitym wsparciem. Mimo, że...
- Shayiaaaa... - Mruknął z łzami w oczach mój sąsiad. Spojrzałam na ławkę obok. Siedział tam Risu. Patrzał na mnie jego smutnymi, a zarazem pięknymi oczami. Zarumieniłam się lekko i odwróciłam wzrok.
- Czego chcesz?... - Mruknęłam. Mimo, że czasem mnie denerwuje.
- Pomóż mi w nauce... Nie ogarniam fizyki. A jeśli nie napiszę tego testu na chociaż 30 punktów to będzie źle... - Powiedział i spojrzał na mnie oczami szczeniaka. Westchnęłam cichutko.
- Okej, ale w zamian stawiasz mi obiady przez miesiąc. - Odpowiedziałam składając książki, a następnie wkładając je do plecaka.
- Super, zgadzam się! - Uśmiechnął się.
Przez następny tydzień udzielałam mu korepetycji. Był mądry. Wystarczyło raz mu coś wytłumaczyć i wszystko rozumiał. Gdyby tylko słuchał na lekcjach byłby jedną z mądrzejszych osób w szkole. Oczywiście po ogłoszeniu wyników miał mnie zabrać na ramen, tak więc od razu po lekcjach tam poszliśmy.
Gdy czekaliśmy na zamówione ramen zaczęliśmy rozmawiać o starych czasach. Rozumieliśmy się bez słów.
- A-a pamiętasz to jak... - Nie dokończyłam zdania, a on już się śmiał. Ja także.
- Jasne, jasne! Twoja mina był wtedy niesamowita! A gdy Kyoko weszła do... - Tym razem to on nie dokończył, a ja prawie ze śmiechu spadłam ze stołka, na którym siedziałam. To przywoływało wspomnienia. Mówił akurat o jego młodszej siostrze. A dokładnie o niej i o tym, jak weszła do jakiejś dziury i nie mogła wyjść. Cały dzień próbowaliśmy z Risu ją wyciągnąć. Udało się dopiero wtedy, kiedy tam wskoczyłam i jej pomogłam. Z kolei wtedy ja wyjść nie mogłam i koniec końców rodzice nas wyciągali.
- To były czasy... - Uśmiechnęłam się, gdy się uspokoiłam. Zaczęłam rozmyślać o moich dawnych znajomych, a uśmiech mi się powiększał.
- Ramen do stolika 3. - Powiedział dziadek stojący za ladą, a jakaś brunetka z włosami do ramion przyniosła nam zamówienie.
- Arigato. - Podziękowałam jej i rozłożyłam pałeczki. Nasz posiłek pięknie pachniał, a wyglądał jeszcze lepiej.
- Smacznego! - Powiedziałam równo z moim przyjacielem. Zaśmialiśmy się oboje i zaczęliśmy jeść. Gdy skończyliśmy posiłek zaczęliśmy jeszcze krążyć gdzieś po mieście. Dopiero o 22, gdy było już ciemno wracałam do domu razem z Risu, bo ten uparł się, że mnie odprowadzi. Gdy przechodziliśmy obok jakiejś budki z jedzeniem zauważyłam dwie osoby z mundurkami z naszej szkoły. Jedną jakoś tak kojarzyłam. Zatrzymałam się i spojrzałam na nich. Po chwili zobaczyłam twarz chłopaka.
- Przewodniczący? ... - Zdziwiłam się. To niezwykłe spotkać go o tej porze i to z dziewczyną. Już miałam odwrócić wzrok i dogonić Risu, bo ten chyba nawet nie zauważył, że się zatrzymałam. Zaczęłam iść. Ostatni raz spojrzałam na przewodniczącego. Wtedy zobaczyłam, że całuje się z tą dziewczyną. I wtedy zauważyłam, że jest piękna. Miała gęste, brązowe włosy sięgające lekko za ramiona. Były pokręcone.  Miała na sobie mundurek naszej szkoły. Był lekko za duży, ale ładnie w nim wyglądała. Na plecach miała plecak w kolorowe paski. Nigdy jej nie widziałam. To dziwne, w końcu ten mundurek.

W każdym razie niesamowicie się zdziwiłam. Stałam jak kołek. To może być niezły szantaż na przewodniczącego. Wyciągnęłam szybko komórkę i zrobiłam im zdjęcie.
- Shayia! Chodź, co ty tam robisz? - Krzyknął Risu. Spojrzałam na niego zdziwiona i dobiegłam do niego.
-Aaa, przepraszam. Zamyśliłam się. - Znalazłam wymówkę i uśmiechnęłam się lekko. - Chodźmy już. - Mruknęłam, uśmiechając się. On odwzajemnił uśmiech. Zaczęliśmy znikać w ciemnościach.

Po niedługim czasie byłam już w domu, a Risu wrócił do siebie.

Następnego dnia było ciepło, więc ubrałam tak mało, ile mogłam, czyli cały mundurek bez kamizelki. Chociaż tyle, że rękaw był krótki. Włosy zostawiłam rozpuszczone, bo nie mogłam znaleźć gumki do włosów. Spakowałam się szybko i zjadłam śniadanie. Dziesięć minut przed rozpoczęciem lekcji wyszłam z domu. Wiedziałam już, że się spóźnię, ale chyba jedno spóźnienie mi wybaczą. Miałam taką nadzieję, ale nauczyciel na zadowolonego nie wyglądał, gdy weszłam na lekcję w środku lekcji. Nie moja wina, że pociąg się spóźnił. W każdym razie... Nauczyciel ostro się na mnie wkurzył. Odpyskowałam mu, przez co wysłał mnie do przewodniczącego. Nie mając innego wyboru poszłam pod drzwi i zapukałam. Kiedy usłyszałam upragnione " Wejść " złapałam klamkę i otworzyłam drzwi. Powoli wkroczyłam do pokoju był w nim tylko brunet.
- No tak, inni są na lekcjach. - Przeszło mi przez myśl. - Ciekawe czemu on na nie nie chodzi... - Zamyśliłam się.
- O co chodzi? - Z zamyślenie wyrwało mnie te pytanie. Przewodniczący patrzał na mnie znudzonym wzrokiem. Westchnęłam cicho i usiadłam na jakimś krześle.
- Spóźniłam się na lekcje. Pociąg miał opóźnienie. -Odparłam. On zamyślił się na chwile i otworzył jakiś zeszyt. Widziałam, że coś wpisuje.
- Heej... - Mruknęłam i podeszłam do niego. Położyłam ręce na jego szyi i niebezpiecznie się do niego przybliżyłam.  Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, nie był ani zdziwiony, ani radosny, ani ciekawy. Nic.

- Mam prośbę. - Szepnęłam mu do ucha. - Nie mów nikomu o tym spóźnieniu i nie wpisuj tego do tego twojego magicznego zeszyciku. - Powiedziałam.
- Nie. - Odpowiedział krótko. Westchnęłam i oddaliłam się od niego. Stwierdziłam w myślach, że muszę podjąć ostateczne środki.
- Więc wszyscy będą musieli dowiedzieć się o tym... - Powiedziałam pokazując mu zdjęcie zrobione wczoraj. - Chyba tego nie chcesz, czyż nie? - Uśmiechnęłam się cwaniacko, a on cicho westchnął.
- Czyli taka naprawdę jesteś? Ja tu słucham często jak nauczyciele i inni Cię chwalą, a w tej grzecznej dziewczynce siedzi diabeł. - Odparł zamykając zeszyt.
- Mam nadzieję, że o tym też nikomu nie powiesz. - Uśmiechnęłam się delikatnie i skłoniłam. - Dzięki. - Odwróciłam się i już miałam wychodzić, ale ten złapał mnie za nadgarstek i przycisnął do ściany. Przestraszyłam się lekko. Chciałam powiedzieć, żeby mnie puścił, lecz nim to zrobiłam, to poczułam coś miękkiego na ustach. Moją twarz zalała fala gorąca. Pocałował mnie. Odepchnęłam go szybko i wybiegłam z pokoju. Byłam czerwona jak burak. Nie spodziewałam się z tego.
- Teraz nikomu tego nie powiem. - Uśmiechnął się triumfalnie chłopak, ale tego już nie słyszałam, ani nie widziałam. Pobiegłam szybko na dach szkoły, aby się trochę uspokoić. Tam zobaczyłam Risu. Szybko do niego podeszłam i usiadłam obok niego, tak, że przylegałam moimi plecami do jego pleców. Spojrzał na mnie przez ramię, a ja się jeszcze odwróciłam i oparłam głowę o jego plecy.

- Dlaczego nie jesteś na lekcji? - Spytałam cicho. - Czyżbyś wagarował? - Udałam zdziwiony ton, a następnie obydwoje się cicho zaśmialiśmy. Pamiętam, że jego ciotka zawsze mówiła takim tonem. Chciałam się uspokoić po tym pocałunku, więc postanowiłam, że pośmieje się trochę z Risu. Rozmowa z nim bardzo mi pomogła, wiedział jak poprawić mi humor, chociaż nie wiedział, że potrzebuję tej poprawy. Inaczej mówiąc robił to nieświadomie. Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę na dach zaczęli przychodzić ludzie, więc wstałam i razem z Risu poszłam pochodzić po szkole. Oczywiście zaczęliśmy od spacerku po dziedzińcu, a potem po szkole. Gdy chciałam wejść dużymi drzwiami do budynku przejście zatamowała mi brunetka, o włosach sięgających do ramion, zielonych oczach i pięknej jasnej cerze. Płakała.  Nie wiedziałam o co chodzi.
- To przez Ciebie! - Krzyknęła. Spojrzałam na nią zaskoczona i zmarszczyłam brwi.
- O co chodzi? Czemu płaczesz? - Spytałam niepewnie. Chciałam ją dotknąć i zaprowadzić do pielęgniarki, ale ta odepchnęła moją rękę i uderzyła mnie w policzek.
- To przez Ciebie Shō-chan ze mną zerwał! - Z każdą chwilą coraz bardziej płakała. Ja nadal nie wiedziałam o co chodzi. Patrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Ale o co cho... - Nie dokończyłam, bo ta się zamachnęła krzycząc " Nie rób ze mnie wariatki! ". Myślałam, że poczuję ból na policzku, więc zamknęłam oczy, ale nic takiego nie nastało. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam, jak przewodniczący trzyma jej dłoń i lekko się uśmiecha.

- Nie waż się tknąć mojej nowej dziewczyny. - Uśmiechnął się szarmancko i objął mnie ramieniem. Wszyscy razem z Risu zdezorientowani stali z boku i patrzeli na nas. Spojrzałam na niego zdziwiona. On się do mnie uśmiechał. - Chodźmy kochanie. - Powiedział patrząc na mnie. Zaczął iść, a ja obok niego. Cały czas obejmował mnie ramieniem.  Powoli analizowałam w głowie co się dzieje.

Gdy w końcu zrozumiałam byliśmy już w pokoju rady przewodniczącej. Puścił mnie i usiadł na swoim biurku.
- Co to ma znaczyć?! - Krzyknęłam zdenerwowana i zdezorientowana. Otworzył jakąś książkę i zaczął czytać. - Ej! Nie olewaj mnie! - Byłam naprawdę zdenerwowana.
- To mój warunek. - Odparł nie patrząc na mnie.
- Huh... ? - Spojrzałam na niego. Coraz bardziej się w tym gubiłam.
- Będziesz udawać moją dziewczynę, a nikt nie dowie się o twoim charakterku i nie będziesz miała problemu przez spóźnienie. - Uśmiechnął się arogancko. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc po prostu wyszłam i poszłam na lekcje. Przez cały dzień wszyscy zadawali mi pytania, a w całym mieście było już wiadomo, że spotykam się z przewodniczącym. Postanowiłam, że pobawię się w tą jego grę.
- Tak, jestem jego dziewczyną. - Odpowiedziałam z miłym uśmiechem na pytanie jednej z dziewczyn.



_____________


TROLOLOLOLO. SO NUDNY ROZDZIAŁ.
Gomen, miałam wene i pomysł, ale nie potrafiłam tego napisać, więc wyszło jak wyszło. Proszę wypiszcie mi błędy oprócz :
- Ortografii
- Interpunkcji
- Prędkości tego wszystkiego.
Bo o tym to akurat wiem, ale inne błędy to wiecie... Chętnie zobaczę. : >
No to tyle. Pa!

niedziela, 30 września 2012

Rozdział 2.

Cześć!

Jak pewnie zauważyliście -  Jest szablon! Mi się bardzo podoba, a wam? Po napisaniu tego rozdziału lecę serdecznie podziękować Felicis z Malach-Tow!
Ten rozdział... Umm... Jest kompletną, że tak napiszę " improwizacją ", ponieważ żadnego pomysłu nie mam. Dosłownie żadnego, przez co mam ochotę się powiesić. Jednak obiecałam sobie, że gdy na blogu pojawi się już szablon, to napiszę notkę, więc piszę.

A, ten... Jeśli ta notka będzie jakaś taka dziwna, to wybaczcie. Piszę ją oglądając 1 sezon Przygód z Minecraft JJay'a.

___

Rozdział 2.

To dziwne... Przytulam przyjaciela, kogo nie widziałam 3 lata, a on odwzajemnia mój uścisk. Czułam się naprawdę dziwnie, ale byłam szczęśliwa. Mimo, że wiedziałam, że nie powinnam go przytulać, to tęsknota za jego dotykiem była zbyt duża. Obejmując go i zaciskając palce na jego koszulce zamknęłam oczy, aby nie płakać. Przytuliłam się do niego mocniej i zaczęłam szlochać. Ten, gdy to usłyszał pogłaskał mnie po głowie. Spojrzałam na niego zaskoczona. On uśmiechał się lekko, a po chwili jego delikatny uśmiech przeobraził się w szeroki wyszczerz. Z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy.
- Dlaczego? - Pomyślałam, ale nie odważyłam się wymówić tego pytania na głos.
- Nie rycz. - Mruknął zawstydzony odwracając głowę w drugą stronę. Zaśmiałam się cichutko i otarłam łzy.
- Stary dobry Risu... - Przeszło mi przez myśl.

Spotkałam go...

*

- Nee, Risu-kun... - Mruknęłam patrząc na bawiące się w ganianego dzieci. Chłopak spojrzał na mnie zaciekawiony. - Czemu tu jesteś? - Spytałam ciekawa, a ten westchnął cicho.
- A ty? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, a następnie skupił wzrok na tym co ja.
- Mieszkam tu. - Poinformowałam go i spojrzałam na niego wzrokiem pt: " Teraz ty ". Risu dobrze znał ten wzrok.
- Przyjechałem w odwiedziny do cioci Kyuru. - Odpowiedział, a ja zaskoczona spojrzałam na niego.
- Kyuru-san tu mieszka?! - Krzyknęłam przyciągając w naszą stronę wzrok ludzi. Chłopak pokiwał głową. Znowu zapanowała cisza.
- Nienawidzicie mnie, prawda? - palnęłam bez zastanowienia. Czarnowłosy chłopak poderwał się z ławki, na której siedzieliśmy i złapał mnie za ramiona.
- Zwariowałaś?! Kochamy Cię, dosłownie wszyscy w wiosce Cię kochają. - Krzyknął, a ja spuściłam głowę, tak, aby nie było widać moich zaszklonych oczu.
- Przecież was zostawiłam... - szepnęłam beznamiętnie, a on westchnął i pstryknął mnie w czoło.
- Wiemy, że nie miałaś wyboru, więc nie mamy Ci tego za złe... - Odparł i przytulił mnie. Chwilę trwałam w jego uścisku. Gdy mnie puścił odwrócił się i zaczął odchodzić.
- R-Risu... - szepnęłam cichuteńko, a on jeszcze się odwrócił i pomachał mi.
- Jeszcze wrócę, czekaj na mnie. - Rzucił przez ramię i zniknął w tłumie ludzi. Poderwałam się z ławki. Chciałam za nim pobiec, ale po dwóch korkach moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Zatrzymałam się. Stałam i patrzałam w miejsce, w którym przed chwilą był.

Zostawił mnie, obiecując, że wróci...

*

A teraz, po dwóch latach...

- Shayiaaaa, wstawaj. - szepnęła nerwowo moja przyjaciółka z ławki. Otworzyłam leniwie oczy i zabrałam głowę z ławki. Usiadłam prosto i rozciągnęłam ręce ziewając cicho.
- A tak dobrze się spało... - mruknęłam leniwie, a moja ławka oberwała mocno od linijki. A właściwie od jej właściciela. Podniosłam wzrok do góry, a tam ujrzałam czerwoną, zdenerwowaną twarz nauczyciela.
- Futaomote! - Krzyknął zdenerwowany. Przestraszyłam się lekko. Wstałam i zaczęłam machać rękoma na wszystkie strony.
- P-p-przepraszam! T-to nie tak, że Pana lekcje są.. są... nudne. Po prostu nie spałam całą noc i... - Szukałam wytłumaczeń, a nauczyciel miał coraz groźniejszy wyraz twarzy. Na szczęście uratował mnie dzwonek. Wzięłam moją torbę i wybiegłam z klasy z prędkością światła. Niemal od razu znalazłam się w klasie po drugiej stronie szkoły. Zostawiłam pod nią torbę z Ao no Exorcist i poszłam na dziedziniec. Usiadłam pod drzewem Sakury i odpoczywałam. Ciekawe po czym. Ostatnio mam taki czas, że tylko śpię, a jestem zmęczona. To trochę dziwne. Może mam tak, ponieważ nieźle wymęczyli mnie na poprzednich zawodach szkolnych.
Gdy zadzwonił dzwonek poszłam spokojnie do klasy. Weszłam chwilę przed nauczycielem, więc spóźnienia nie dostałam. Usiadłam w ławce. Była godzina wychowawcza. Dziś mieliśmy rozmawiać o papierosach. A dokładnie o tym czemu nie powinno się ich palić. Spojrzałam na drugi koniec klasy, na naszego szkolnego przewodniczącego. Przyda mu się ta lekcja. Gdy nasz przewodniczący zauważył, że się na niego gapie spojrzał na mnie wrogo. Odwróciłam wzrok natychmiast i skupiłam się na tym, co mówił nauczyciel.
- Jak wiecie dzisiaj mieliśmy rozmawiać o papierosach i tak będzie, ale dziesięć minut tej lekcji przeznaczymy też na nowego ucznia. - Uśmiechnął się do nas pogodnie. Po klasie zaczęły rozchodzić się szepty. Wszyscy byli zdziwieni. W końcu kto dochodzi w środku semestru. - Wejdź proszę, Risu. - Powiedział nauczyciel, a drzwi się otworzyły. Do klasy wszedł wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Był właścicielem czarnych włosów i szarych oczu. Kogoś mi przypominał. Gdy przedstawił się olśniło mnie. Nauczyciel kazał usiąść mu w ławce za mną. Gdy szedł do niej zatrzymał się przy mnie i pochylił się nademną.
- Obiecałem, że wrócę, więc jestem. - Uśmiechnął się do mnie i poszedł do swojej ławki. Byłam w szoku.

Spełnił obietnicę. 





To ten... Nie jest zbyt dobrze, ale wiecie - brak pomysłów to zło. Mam nadzieję, że nie było w tej notce wiele błędów. Początek jest do dupy, więc błagam, nie wypominajcie mi, że okropnie to napisałam. Niestety w pierwszej notce tak namieszałam, że teraz byłam ... no jakby nie było w dupie. Bo tak nawypisywałam, że teraz nie miałam co napisać. ; _ ;
Dobra, to tyle. Pa!

poniedziałek, 24 września 2012

Rozdział 1

Ohaaaaaa! ~


No to ten... Pierwszy rozdział...  : < 
Miałam poprawić, przez co miał stać się 3-4 razy dłuższy, ale za cholere mi się nie chcę. Kij z tym. Akcja dzieje się zbyt szybko bo to miało być PRZYPADKOWE spotkanie, ale ciul. Ważne, że jest. Najwyżej dzisiaj jak przyjdę ze szkoły i mnie Ulka gdzieś nie wyciągnie to poprawię i postaram się napisać pierwszą notkę. : > 
Jeśli ktoś to będzie czytał, to proszę napiszcie jeden komentarz, że po prostu czytacie. Nie zależy mi na komentarzach czy wyświetleniach, lecz chcę wiedzieć czy ktoś czyta moje wypociny. ; _ ; 
Ahh, no jeszcze jedno. Jak widzicie jakieś straszne błędy, to proszę zwróćcie na to uwagę, ponieważ chcę coraz lepiej pisać. W tym rozdziale jest masa błędów - orty, interpunkcja, akcja za szybko się dzieje. I do tego, według mnie największy minus - Wszyscy oglądają się za Shay. Teraz już tak nie będzie, obiecuję. > 3 < 

No dobra, nie zanudzam. Czytajcie. 


_


Pewnego dnia, w pewnym mieniącym się kolorami parku, na pewnej zielonej ławce, siedziała pewna brunetka.
Owa brunetka była właścicielką niezwykłej urody : Była niska, miała średni biust.. Posiadała długie brązowe włosy, oraz fioletowe oczy, które błyszczały przez spotkanie ze słońcem. Jej skóra była jasna jak śnieg, ale gdzieniegdzie była zarumieniona. Miała też bardzo proporcjonalną twarz.
Ubrana była w czarne, krótkie spodenki, fioletową bluzkę na ramiączkach, z niewielkim dekoltem, a na jej głowie leżał czarny kapelusz. Jeszcze jeden, malutki szczegół : na bluzce miała duży biały napis " I LOVE YAOI ! " .
Każda osoba przechodząca przez park zwracała na nią swój wzrok. Ale co się dziwić ? - Każdy by spojrzał na taką ślicznotkę, tylko jakim wzrokiem ? W tym wypadku dziewczyny patrzały na nią wzrokiem pt : " zabić ", a chłopacy... Ten wzrok nie miał nazwy. Zwyczajnie zarumienieni, patrzyli na nią i szeptali z kumplami : " patrzcie jaka laska ", " jaka śliczna ! " i inne takie.
Dziewczyna była już nieco zdenerwowana. Już wstała i miała iść do tylko jej znanego miejsca, ale zauważyła jakiegoś chłopaka. Miłość od pierwszego wejrzenia ? Nie, on po prostu kogoś jej przypominał.
- R...Risu-kun ?... - Spytała sama siebie.
Po chwili dostrzegła, że chłopak szuka kogoś wzrokiem. Patrzała na niego jakieś 2 minuty, a on wtedy spojrzał na nią i przestał się rozglądać. Ich oczy się spotkały, patrzyli tak na siebie parę minut, lecz on po chwili powoli do niej podszedł, a następnie przyciągnął ją i przytulił, krzycząc radośnie " Shayia " .
Źrenice dziewczyny raptownie się rozszerzyły. Brunetka spojrzała w górę i była już pewna, kto ją przytula. Sama się w niego wtuliła i wyszeptała cicho :
- Risu... Tęskniłam... - A on tylko na nią spojrzał i uśmiechnął się lekko.
- Ta.. Ja też.

niedziela, 23 września 2012

Bohaterowie

Yo!

Witam na moim blogu pt : Pomieszane życie Shay, lub jak kto woli Shayi. Może parę osób wie, że to jest tak jakby kontynuacja starego. Nie no, nie kontynuacja, ale tamten blog przeniosłam tutaj. O, tak lepiej. >3< 
Jak widzicie - na chwilę obecną nie mamy szablonu. Wybaczcie mi to. Oczywiście szablon już zamówiłam i niedługo powinien pojawić się na tym "zacnym" blogu. Pierwszy rozdział skopiuje z tamtego bloga i tutaj wstawię. Może nawet zrobię to jeszcze dzisiaj. Nadzieja matką głupich. Trololo. ~ 
A teraz tak na serio : Rozdział spróbuję poprawić, chociaż jest napisany w miarę dobrze. Szczerze to mam ochotę zostawić go tak jak jest i napisać następny rozdział. Zobaczyłabym czy choć trochę poprawiłam się w pisaniu. A tak powinno być, ponieważ cały czas pisałam opowiadania grupowe na słodkim flircie. Aczkolwiek poziom pisania mógł się także pogorszyć, ponieważ w mojej szkole są takie gimbusy, że mój intelekt się zmniejsza. 
No cóż, koniec przynudzania. Oto bohaterowie :

Shayia Futaomote



Każdy kto zna tą brunetkę, powie, że jest ona spokojna, mądra i zawsze radosna. Jednak ona nie do końca taka jest. Tylko jej przyjaciele znają ją naprawdę. A naprawdę owszem jest taka... Ale ma też drugą osobowość. Wredną, chamską, zwariowaną. Stop, już normalnie jest zwariowana. W szkole udaje kogoś innego, aby wyrobić sobie opinię. Całą pierwszą klasę udawała kogoś innego. W drugiej klasie chciała pokazać prawdziwą Siebie, ale pierwszego dnia zmieszano z błotem dziewczynę taką jak ona. Przestraszyła się tego, więc cały czas siedzi w skorupie grzecznej dziewczynki. Po szkole również taka jest. Chyba, że jest gdzieś sama lub z przyjaciółmi. 
Kiedyś miała wiele przyjaciół, jednak wyprowadziła się do innego miasta. Nawet im o tym nie powiedziała, przez co cały czas uważa, że Ci ją znienawidzili. 
Dziewczyna urodziła się w Tokyo, jednak jej rodzice nie chcieli wychowywać swojej córki w tak wielkim mieście, więc przeprowadzili się do znacznie mniejszej wioski. Tam dziewczyna poznała wiele ludzi. W wieku trzynastu lat dziewczyna wróciła do Tokyo. 

Risu Hyō



Ten czarnowłosy chłopak to były najlepszy przyjaciel Shayi. Jest on prawie taki sam jak ona. Tylko wygląd i ich rodziny ich różnią. Chłopak ten ma czarne włosy i szare oczy. Ma jasną karnacje. Włosy zawsze ma roztrzepane. Shayia kiedyś zastanawiała się czy on wie czym jest grzebień lub szczotka. Jest umięśniony, jak każde dziecko z wioski. W końcu miał swoje obowiązki - Pracował. A gdy nie pracował i nie chodził do szkoły to spędzał czas z przyjaciółmi. A to głównie były takie zajęcia, że również robił się silny. Uwielbia wdrapywać się na drzewa i bawić się z żabami. Dla przyjaciół oddałby życie. 

Shōsha Itami



Największe zło na świecie, jak zwykła mawiać Shay. Przewodniczący szkoły a jednocześnie szef najstraszniejszego gangu w mieście. Charakter? Zdecydowanie okropny. Chłopak ten jest wredny, bezlitosny, zawsze wkurzony. Jakby tego było mało jest pesymistą. Wszyscy w szkole są ciekawi czy ten wredny facet potrafi się uśmiechać. 







Cóż... Idealnie nie jest, ale myślę, że może być. >3< 
I to tyle, bo pisać mi się już nie chcę. Z czasem poprawie te opisy i w ogóle.